Czwartą porażkę z rzędu poniosła drużyna MOKS Słoneczny Stok w 10. kolejce Statscore Futsal Ekstraklasy. Tym razem białostoczanie ulegli 1:5 zespołowi FC Toruń. Gospodarze zawiedli szczególnie w pierwszej połowie.

Pierwsza połowa właściwie ustawiła ten mecz. Po 12 minutach gry goście prowadzili już 3:0. Norberta Jendruczka najpierw w 5 minucie z rzutu karnego pokonał Marcin Mrówczyński, dwie minuty później piłkę w siatce umieścił Konrad Jekiełek, a na 3:0 podwyższył Patryk Szczepaniak.

Tuż przed przerwą dla białostoczan trafił Michał Osypiuk. Ale niestety niemal natychmiast gospodarze znów pogubili się w obronie i po syrenie kończącej pierwszą połowę na tablicy świetlnej widniał wynik 1:4.

– Udawało nam się dzisiaj uciekanie spod presji. Byliśmy lepsi w elementach biegowych i wychodzeniu na czyste pozycje, co wcześniej w meczach z MOKS nam się nie udawało. W pełni zasłużone zwycięstwo, które po tej naszej przerwie cieszy – powiedział trener torunian.

W pierwszych 20 minutach Słoneczni mieli spore problemy z oddawaniem strzałów. Goście byli bardzo skuteczni w obronie. Dodatkowo gospodarze seryjnie przegrywali pojedynki przy wyprowadzaniu akcji i w obronie.

– Wiedzieliśmy, że kluczem będzie obrona. I jednocześnie mając świadomość, że zespół z Białegostoku jest mocny fizycznie nie wchodziliśmy z nimi w starcie. Za to blokowaliśmy im strefy, z których mogli oddać strzały i próbowaliśmy skutecznie wychodzić z naszymi kontrami – dodał Patryk Szczepanik, zawodnik FC Toruń.

W drugiej połowie białostoczanie próbowali grać z wysuniętym bramkarzem. To przełożyło się na większą ilość sytuacji strzeleckich. Ale po raz kolejny był problem z celnością strzałów.

– Niestety znowu w drugiej połowie zagraliśmy nieskutecznie. W pierwszej połowie mieliśmy ogromne problemy z powrotami. Byliśmy o tempo wolniejsi od rywali. I chyba dlatego właściwie ta pierwsza połowa zakończyła mecz – przyznał Michał Osypiuk, kapitan MOKS.

Porażka z FC Toruń to czwarty mecz bez punktów. Zaliczka punktowa z początku sezonu zaczyna powoli topnieć.

– Takie bramki jak dziś traciliśmy, to nie wiem czy w czwartej lidze się traci. Musimy się mocno uderzyć w pierś. Z taką grą będziemy pierwsi do spadku. Błędy można popełniać, ale nie takie – nie ukrywał rozczarowania Adrian Citko.

Kolejny mecz białostoczanie zagrają 11 listopada. Na wyjeździe zmierzą się z Gattą Active Zduńska Wola.